
W centrum Warszawy doszło do kontrowersyjnego zdarzenia z udziałem kierowcy przewozu aplikacyjnego, który podczas manewru zahaczył o rower z dwuletnim dzieckiem. Sprawa nabiera rozgłosu ze względu na sposób prowadzenia interwencji przez policję, która nie dopatrzyła się kolizji mimo obecności świadków.
Zderzenie na drodze rowerowej
Incydent miał miejsce w lipcu na ulicy Miodowej, gdzie kierowca samochodu przewożącego pasażerów zatrzymał się na infrastrukturze rowerowej. Podczas odjazdu pojazd uderzył w rower prowadzony przez ojca z małym dzieckiem w foteliku. Na miejscu natychmiast wybuchł konflikt między uczestnikami zdarzenia. Całą sytuację obserwowali strażnicy miejscy, którzy wezwali patrol policji.
Sporne ustalenia funkcjonariuszy
Przybyłe na miejsce służby mundurowe stwierdziły, że nie doszło do kolizji drogowej. Decyzja ta wzbudziła sprzeciw poszkodowanego rowerzysty oraz zaskoczenie świadków zdarzenia. Krzysztof, który uczestniczył w incydencie razem z córką, określa postępowanie patrol jako „skandaliczne”. Mężczyzna regularnie przemieszcza się po stolicy na jednośladzie, przewożąc dziecko w specjalnym siodełku zamontowanym na ramie.
Skarga do ministerstwa
Niezadowolony z przebiegu interwencji rowerzysta złożył oficjalną skargę do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Sprawą zajmuje się obecnie Biuro Kontroli Komendy Głównej Policji. Przedstawiciele Komendy Stołecznej bronią działań swoich funkcjonariuszy, argumentując, że żadne z zebranych materiałów nie potwierdza zaistnienia kolizji.
Zdarzenie ponownie zwraca uwagę na problemy związane z bezpieczeństwem rowerzystów w warszawskim ruchu. Poszkodowany podkreśla, że sprawa wykracza poza jego indywidualną sytuację i dotyczy systemowych zaniedbań w ochronie niezmotoryzowanych uczestników ruchu drogowego.